Coś w sam raz na zimę, kiedy pory są i tanie, i smaczne. W zasadzie niewiele tu do opisywania, zdjęcia wiele już mówią, niemniej jednak dla przyzwoitości w skrócie opiszę przygotowanie kremu. Skoro krem z porów podstawą jest więc znalezienie ładnych okazów. Najlepiej byłoby po prostu zerwać je w przydomowym ogródku, jednak zmuszona jestem udać się w tym celu na targ. Babcia i Mama zawsze mi powtarzały, że im więcej białego tym lepszy por. Dorzucam do tego swoje, choć raczej oczywiste: zewnętrzne liście aż do końca muszą być twarde - znaczy por niedawno ścięty.
Ładne okazy po umyciu kroję w krążki, większość (ok 2/3 dla ścisłości) wrzucam do osolonej wody z kostką rosołową i masłem. Idealnie byłoby oczywiście zrobić wywar z warzyw, ale bądźmy realistami ;-) Wody nie może być za dużo - po przykryciu pokrojonych porów wodą dolewam jeszcze szklankę - dwie, inaczej zrobi się woda porowa a nie krem. Gotuję aż pory będą miękkie, wręcz rozpadające się.
Połowę z pozostałej części porów (a może i większość) podsmażam na masełku - to doda kremowi aromatu, sam gotowany por byłby jak dla mnie za mdły, nijaki. Po zrumienieniu tej części porów wrzucam je do pozostałej, gotującej się, części, patelnię opłukuję wodą z wywaru i również dodaję do reszty. To jest dobry moment na przyprawienie koperkiem lub pietruszką, wedle gustu. Po przegotowaniu i przestudzeniu krem miksuję po czym jeszcze raz gotuję i dorzucam pozostałą część pokrojonych porów - ten zabieg ma wyłącznie złamać konsystencję papki dla dzieci, jakieś kawałki muszą się w tym kremie pojawić. Kiedy ostatnia część pora jest miękka krem można uznać za gotowy. Najlepszy ze śmietanką i grzankami. Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz