poniedziałek, 14 września 2015

Co zrobić... z rękami brudnymi po obieraniu buraków?

Postanowiłam zacząć nowy rodzaj wpisów, w którym zamiast przepisów będę dzieliła się z Wami dobrymi radami, trickami. Pewnie część z Was doskonale może je znać, jednak sama wiem, że nieraz szukałam rozwiązań teoretycznie banalnych problemów.

Nie lubisz używać rękawiczek, zdjęłaś a potem i tak gołymi rękami przełożyłaś buraki a wieczorem czeka Cię wyjście, tymczasem plamy z buraków w żaden sposób nie chcą zejść z rąk? Najlepszym domowym sposobem jest cytryna - sok wetrzyj w dłonie, możesz jeszcze użyć wyciśniętej skórki jak gąbki czy myjki - chwilę takie usuwanie buraczanego brudu może potrwać, ale efekt murowany.

sobota, 12 września 2015

galantyna, czyli kurczak nadziewany

To jeden z moich ulubionych smaków z dzieciństwa, a ponieważ dorastałam w czasach niezbyt sprzyjających rozwojowi wielkich talentów kulinarnych przez zwyczajny brak dostępności wielu produktów, to uznać to danie można za mistrzostwo sztuki kulinarnej. Kurczaka nadziewanego robiła zawsze moja babcia, przygotowanie go pewnie zajmowało jej pół dnia, za to efekt był zawsze rewelacyjny - niebo w gębie! Z uwagi na inne tempo obecnego życia przepis trochę zweryfikowałam, ale wskażę te różnice, gdyby ktoś miał potrzebę robienia dania w tradycyjny sposób.

Składniki są po prostu banalne:
2 tylne ćwiartki z kurczaka + 1/2 kg mięsa z kurczaka (bez kości)
[w przepisie Babci był to cały kurczak, łącznie z podrobami]
2 podwójne wątróbki drobiowe
[tego nie trzeba, bo w całym kurczaku było wszystko]
1/3 szklanki mleka,
1/3 szklanki bułki tartej,
50-75 g masła,
pęczek zielonej pietruszki,
garść majeranku,
sól.


Najtrudniejsze zadanie czeka nas na początku przygotowywania potrawy - umyte i osuszone ćwiartki kurczaka należy pozbawić kości, zostawiając skórę przy mięsie (jak się oderwie tragedii nie będzie). Nie róbcie tego nożami, no chyba, że jedynie wspomagając się nimi. Najlepiej mięso odchodzi od kości pod palcami, a jedynie przy ścięgnach trzeba się wspomóc nożem (choć Babcia obierała dłońmi całego kurczaka). Na ścierce lub folii układamy mięso skórą do dołu, po czym luźne kawałki mięsa (+ część z dodatkowego mięsa bez kości) rozkładamy równomiernie na skórach i solimy. [W wykonaniu Babci cały kurczak był od wewnątrz pozbawiony kości, a skórę na szyi i kończynach zawiązywało się tak, aby stworzyć "worek" na nadzienie. część mięsa ze środka i podroby należało odłożyć do zrobienia nadzienia.]


Część mięsa, wątróbkę i pietruszkę przeznaczone na nadzienie należy zmielić, mleko zagotować i zaparzyć nim bułkę tartą - dokładnie wymieszać i dodać masło, po czym połączyć z resztą składników do nadzienia, dodać majeranek, posolić do smaku i dokładnie wymieszać. Takim farszem posmarować mięso, zawinąć i włożyć do blaszki dbając o to, żeby skóra na wierzchu pokrywała całą naszą pieczeń (pod spodem to już nie ma aż takiego znaczenia). Włożyć do rozgrzanego do 160°C piekarnika i piec około 2 godziny. Można podawać i na ciepło i na zimno. Na ciepło najbardziej smakują mi z pieczonymi ziemniakami i żurawiną, a na zimno z bułeczką i gruszkami w occie. Danie czasochłonne, ale warto. Pycha!


knedle ze śliwkami

A jakże, bo niby z czym innym mogłyby być? Wiem, wiem, oczywiście posypać się może mnóstwo odpowiedzi, nie mam zamiaru dyskutować o wyższości takich czy innych knedli. Ja po prostu uwielbiam te z węgierkami i tylko takie robię. Niewtajemniczonym podpowiem, że nie każda śliwka wyglądająca jak ta ze zdjęcia węgierką jest. Zazwyczaj jest to śliwka mniejsza od innych granatowych, niepozorna, za to aromatem,według mnie, przewyższająca wszystkie pozostałe.

Ale do rzeczy - na porcję 20 knedli będą nam potrzebne następujące składniki:
10 śliwek,
1/2 kg ziemniaków,
1 jajko,
3 czubate łyżki mączki ziemniaczanej,
1 szkl. mąki pszennej.
Okrasa: 2 łyżki masła, 2 łyżki bułki tartej.
Dla smakoszy: gęsta kwaśna śmietana.

Całą zabawę zaczynamy od śliwek, czyli po umyciu i osuszeniu każdą przekrajamy na dwie części i wyjmujemy pestkę. Śliwki do knedli wcale nie muszą być bardzo dojrzałe, bo po gotowaniu może się okazać, że wewnątrz będzie śliwkowa papka, ale to już rzecz gustu. Ja wolę twardsze i lekko kwaskowate.


Ziemniaki gotujemy w najzwyklejszy sposób - w osolonej wodzie. Można oczywiście użyć ziemniaków pozostałych z poprzedniego obiadu, jeśli nie napatoczyły się gdzieś po drodze sałatce jarzynowej. Ostudzone ziemniaki ugniatamy (lub mielimy, jak kto woli, choć mi do takiej ilości nie chce się wyciągać a potem myć maszynki), dodajemy jajko i obie mąki, i zagniatamy ciasto. Jeśli się mocno klei do rąk należy dosypać mąki pszennej. To ciasto niestety tak czy inaczej będzie się kleiło do rąk, więc wyrabiajcie je i podsypujcie mąkę z umiarem.


Z ciasta kształtujemy walec i kroimy go na 20 równych części. Jeśli się boicie o to, czy kawałki będą równe, to przekrójcie walec na pół, każdą połówkę jeszcze na pół, a potem na pięć już pójdzie łatwiej ;) Przed klejeniem knedli można już nastawić osoloną wodę do gotowania a na patelni  przygotować składniki na okrasę. Klejenie nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy, bo zawsze gdzieś śliwka chce wyleźć, ciasto się przerywa lub nie chce skleić tam, gdzie chcemy. Ale jest na to sposób: odkrojony plaster ciasta kładziemy jedną z ciętych ścianek w mące, a na drugą ściankę, gdzie ciasto jest klejące nakładamy śliwkę, po czym otulamy ją ciastem i łatwiej będzie nam je skleić miejscami nieobtoczonymi w mące. Na koniec kształtujemy w kulkę.


Knedle wrzucamy na wrzątek, po chwili możemy sprawdzić, czy nie przywarły do dna garnka i, jeśli tak się stało, delikatnie je odkleić. Knedle są ugotowane kiedy wypłyną na powierzchnię, choć na wszelki wypadek można odczekać jeszcze minutę. Więcej nie, żeby nie jeść papki o smaku knedli :) Na koniec polewamy bułeczką zasmażaną, posypujemy cukrem, a jeśli chcemy, żeby nam się już całkiem zrobiło niebo w gębie - dodajemy gęstą kwaśną śmietanę. Mmmmmm... Aż mi ślinka pociekła, bo, jak się zapewne domyślacie, te ze zdjęcia są już dawno zjedzone.