Postanowiłam trochę urozmaicić i przygotować coś bezmięsnego. Oczywiście, jeśli tylko macie ochotę, w odpowiednim momencie wystarczy dodać boczek wędzony ;) Tym razem jednak zrobiłam babkę jarską.
Potrzebne nam będą 3 duże ziemniaki, 1 cebula, 20 dkg sera żółtego, jajko, por, mączka ziemniaczana, masło i przyprawy. Babka wymaga niewielkiego nakładu pracy, chyba najwięcej roboty jest przy tarciu ziemniaków, jeśli trzeba to zrobić ręcznie.
Główną masę przygotowujemy zupełnie tak samo, jak na placki ziemniaczane: ziemniaki i cebulę ucieramy na tzw. wiórki, dodajemy do nich jajko, 2 łyżki mączki ziemniaczanej i przyprawiamy solą i pieprzem. Żeby trochę tę babkę urozmaicić starłam jeszcze połowę przeznaczonego na zapiekankę sera i również dodałam do masy. Pora, po umyciu i odkrojeniu brzydkich liści, należy pokroić w dość grube plastry.
Do naczynia żaroodpornego, uprzednio wysmarowanego olejem lub masłem, wkładamy połowę masy ziemniaczanej, układamy na niej warstwę porów (pod nimi ewentualnie plastry boczku wędzonego), przykrywamy serem i drugą warstwą masy ziemniaczanej. Na koniec polewamy całość roztopionym masłem i wkładamy do piekarnika. Tę babkę piekłam w temperaturze 180 stopni C najpierw pod przykryciem (może być zwykła folia aluminiowa) 1 godz. i 15 min. następnie zdjęłam przykrycie i piekłam jeszcze 15 min. Gotowe! Prawda, ze proste?
Sprawdzone przepisy z dokładnym opisem przyrządzania krok po kroku, ze zdjęciami poszczególnych etapów pracy.
niedziela, 29 września 2013
piątek, 27 września 2013
zupa grzybowa
Powoli można już robić zupy grzybowe, bo natura znów nas bogato obdarowała. Podam przepis na zupę z grzybów suszonych, gdyż jest bardziej uniwersalny :) Nie wiem jakie u Was jada się zupy, ale ja przepadam za gęstymi, aromatycznymi i treściwymi w odróżnieniu od nieznośnych lurowatych występujących często w zbiorowym żywieniu z mojego dzieciństwa. Teraz podobno jest niewiele lepiej. Ale lepiej :)
Zawsze gotuję za dużo, dlatego trudno mi podawać proporcje, ale można by uznać, że zupy wystarczy dla 4 osób. Około 1,5 szklanki suszonych grzybów należy zalać 2 litrami wrzątku i przykryć. Po wystudzeniu (minimalnie 1 godz.) każdy grzyb należy w tej wodzie dokładnie opłukać jednocześnie sprawdzając palcami, czy nie pozostał piasek. To wbrew pozorom jedna z najistotniejszych czynności przy robieniu zupy grzybowej, zapewne niektórzy mieli tę wątpliwą przyjemność jedzenia jej ze zgrzytaniem :) Wody, a raczej wywaru, absolutnie nie wylewajcie, za to odstawcie na potem, żeby ewentualne paprochy opadły na dno.
Rozmoczone grzyby należy teraz pokroić na drobne kawałeczki i podsmażyć na maśle, oczywiście najlepiej uprzednio sklarowanym. Grzyby powinny się zrumienić, ale nie przypalić. Poczujecie zapewne ten właściwy aromat - to węch prawidłowo nam podpowiada co jak robić :) Jeśli na patelni jest niezbyt dużo masła, to należy go dołożyć, a po jego rozpuszczeniu oprószyć wszystko mąką, zamieszać, po czym zalać niewielką ilością wody - robiąc tak naprawdę grzybową zasmażkę. Ilość mąki zależy oczywiście od tego czy lubicie gęste zupy, czy też nie, ja dodaję czubatą łyżkę. Teraz wracamy do wywaru - należy go bardzo ostrożnie zlać do garnka, w którym już będziemy gotować zupę, zostawiając jednak na dnie niewielką jego ilość - tam na pewno zebrał się piasek, nie próbujcie zlewać wszystkiego.
Do wywaru dodajemy grzyby z zasmażką, gotujemy, możemy dodać kostkę rosołową lub nie, to samo z warzywami - wszystko zależy od gustu. Polecam natomiast dodać soli i pieprzu - oczywiście wedle gustu i zależnie od tego czy dodaliście kostkę rosołową. Przed podaniem dobrze jest zupę zabielić (do słoika wlać trochę zupy, dodać śmietanę, zakręcić i potrząsać jak rasowy barman - tak śmietana się nie zważy!), ale równie dobrze można do samej miseczki czy talerza włożyć łyżkę śmietany - to fajnie kontrastuje, a smak staje się jeszcze ciekawszy dzięki zderzeniu ciepłej zupy z zimną śmietaną. Oczywiście można ją podawać z kluseczkami czy makaronem. Pycha!
Zawsze gotuję za dużo, dlatego trudno mi podawać proporcje, ale można by uznać, że zupy wystarczy dla 4 osób. Około 1,5 szklanki suszonych grzybów należy zalać 2 litrami wrzątku i przykryć. Po wystudzeniu (minimalnie 1 godz.) każdy grzyb należy w tej wodzie dokładnie opłukać jednocześnie sprawdzając palcami, czy nie pozostał piasek. To wbrew pozorom jedna z najistotniejszych czynności przy robieniu zupy grzybowej, zapewne niektórzy mieli tę wątpliwą przyjemność jedzenia jej ze zgrzytaniem :) Wody, a raczej wywaru, absolutnie nie wylewajcie, za to odstawcie na potem, żeby ewentualne paprochy opadły na dno.
Rozmoczone grzyby należy teraz pokroić na drobne kawałeczki i podsmażyć na maśle, oczywiście najlepiej uprzednio sklarowanym. Grzyby powinny się zrumienić, ale nie przypalić. Poczujecie zapewne ten właściwy aromat - to węch prawidłowo nam podpowiada co jak robić :) Jeśli na patelni jest niezbyt dużo masła, to należy go dołożyć, a po jego rozpuszczeniu oprószyć wszystko mąką, zamieszać, po czym zalać niewielką ilością wody - robiąc tak naprawdę grzybową zasmażkę. Ilość mąki zależy oczywiście od tego czy lubicie gęste zupy, czy też nie, ja dodaję czubatą łyżkę. Teraz wracamy do wywaru - należy go bardzo ostrożnie zlać do garnka, w którym już będziemy gotować zupę, zostawiając jednak na dnie niewielką jego ilość - tam na pewno zebrał się piasek, nie próbujcie zlewać wszystkiego.
Do wywaru dodajemy grzyby z zasmażką, gotujemy, możemy dodać kostkę rosołową lub nie, to samo z warzywami - wszystko zależy od gustu. Polecam natomiast dodać soli i pieprzu - oczywiście wedle gustu i zależnie od tego czy dodaliście kostkę rosołową. Przed podaniem dobrze jest zupę zabielić (do słoika wlać trochę zupy, dodać śmietanę, zakręcić i potrząsać jak rasowy barman - tak śmietana się nie zważy!), ale równie dobrze można do samej miseczki czy talerza włożyć łyżkę śmietany - to fajnie kontrastuje, a smak staje się jeszcze ciekawszy dzięki zderzeniu ciepłej zupy z zimną śmietaną. Oczywiście można ją podawać z kluseczkami czy makaronem. Pycha!
wtorek, 24 września 2013
rolada z boczku
Zazwyczaj robiłam ją na święta, ale ostatnio króluje na naszym nie tylko świątecznym stole. Boczek jest pyszny na zimno - do kanapek. Najlepiej komponuje się z ćwikłą lub chrzanem. Przed zimą podobno należy zgromadzić w organizmie nieco większą ilość tłuszczu, niż normalnie, więc mamy też wytłumaczenie przed lustrem ;)
Pierwszy krok to oczywiście wybór ładnego płata boczku surowego (nie wędzonego). Z moich doświadczeń wynika, że nie należy kupować już zrolowanych w sklepie kawałków - może się bowiem w środku kryć coś niepożądanego:) Boczek oczywiście powinien zawierać przewagę warstw mięsa nad tłuszczem no i oczywiście sam kawałek musi dać się zrolować, czyli przypominać raczej kwadrat. Ewentualne chrząstki, kostki i skórę należy usunąć.
Dla uzyskania efektu różowego mięsa należy boczek zapeklować. Ten proces możecie oczywiście pominąć, bo w smaku nie ma różnicy lub jest bardzo niewielka. Chodzi tu wyłącznie o walory estetyczne:) W wodzie (ja używam z kranu, ale oceńcie sami czy macie dobrą wodę) rozpuszczam sól peklową (około 2 płaskie łyżki na 1 litr) i wkładam do niej mięso. Przykrywam i wkładam na dobę do lodówki. Należy pamiętać, aby mięso nie wystawało z tej wody, dlatego ważny jest dobór odpowiedniego naczynia do peklowania.
Po peklowaniu mięso lekko opłukuję, kładę na desce i z wewnętrznej strony (tam, gdzie widać więcej mięsa) smaruję mieszanką przypraw: musztardą, majerankiem i rozdrobnionym czosnkiem, następnie roladę zawijam przyprawami do wewnątrz i sznuruję lub wkładam do specjalnej siatki do pieczenia. Siatki takie można czasem dostać w pasmanteriach, kupuje się je na metry :) Jeśli omijaliście etap peklowania, to przed posmarowaniem boczku przyprawami należy go dobrze posolić.
Większość pracy za nami. Teraz należy obsmażyć roladę na oleju, umieścić w naczyniu żaroodpornym i upiec. Można patelnię po smażeniu zalać ok 1 szkl. wody, lekko osolić i dodać do pieczeni a w połowie pieczenia odwrócić mięso. Zawsze mięsa piekę długo, za to w temperaturach około 150-170 stopni. Tę roladę piekłam 3 godziny. Po wystudzeniu należy ją umieścić w lodówce i kroić na kanapki dopiero po porządnym schłodzeniu. Smacznego!
Pierwszy krok to oczywiście wybór ładnego płata boczku surowego (nie wędzonego). Z moich doświadczeń wynika, że nie należy kupować już zrolowanych w sklepie kawałków - może się bowiem w środku kryć coś niepożądanego:) Boczek oczywiście powinien zawierać przewagę warstw mięsa nad tłuszczem no i oczywiście sam kawałek musi dać się zrolować, czyli przypominać raczej kwadrat. Ewentualne chrząstki, kostki i skórę należy usunąć.
Dla uzyskania efektu różowego mięsa należy boczek zapeklować. Ten proces możecie oczywiście pominąć, bo w smaku nie ma różnicy lub jest bardzo niewielka. Chodzi tu wyłącznie o walory estetyczne:) W wodzie (ja używam z kranu, ale oceńcie sami czy macie dobrą wodę) rozpuszczam sól peklową (około 2 płaskie łyżki na 1 litr) i wkładam do niej mięso. Przykrywam i wkładam na dobę do lodówki. Należy pamiętać, aby mięso nie wystawało z tej wody, dlatego ważny jest dobór odpowiedniego naczynia do peklowania.
Po peklowaniu mięso lekko opłukuję, kładę na desce i z wewnętrznej strony (tam, gdzie widać więcej mięsa) smaruję mieszanką przypraw: musztardą, majerankiem i rozdrobnionym czosnkiem, następnie roladę zawijam przyprawami do wewnątrz i sznuruję lub wkładam do specjalnej siatki do pieczenia. Siatki takie można czasem dostać w pasmanteriach, kupuje się je na metry :) Jeśli omijaliście etap peklowania, to przed posmarowaniem boczku przyprawami należy go dobrze posolić.
Większość pracy za nami. Teraz należy obsmażyć roladę na oleju, umieścić w naczyniu żaroodpornym i upiec. Można patelnię po smażeniu zalać ok 1 szkl. wody, lekko osolić i dodać do pieczeni a w połowie pieczenia odwrócić mięso. Zawsze mięsa piekę długo, za to w temperaturach około 150-170 stopni. Tę roladę piekłam 3 godziny. Po wystudzeniu należy ją umieścić w lodówce i kroić na kanapki dopiero po porządnym schłodzeniu. Smacznego!
Subskrybuj:
Posty (Atom)